Wszystko, co się dzieje, jest słuszne

Macie tak, że jak coś się nie udaje, dostajecie po tyłku i wszystko idzie nie tak, to myślicie sobie, że los się na Was uwziął i że cały świat jest przeciwko Wam? Też tak myślałem, wiele razy.

 

Wiele czasu zajęło mi uświadomienie sobie pewnej zależności. Jeśli zaliczamy porażkę, to nasze negatywne nastawienie zaczyna burzyć wszystkie pozostałe projekty. „Efekt domina” nie istnieje, to my sami swoim podejściem sabotujemy inne działania. Gdy coś się nie udaje, nie można popadać w defetyzm, tylko koncentrować się nad tym, co można uratować i co można zrealizować w niesprzyjających warunkach. Porażkę można przekuć w sukces, tylko trzeba nauczyć się wypatrywać takich możliwości. Wszystko w życiu dzieje się z jakiegoś powodu i ma czemuś służyć – głęboko w to wierzę.

 

Mój psychoterapeuta powiedział mi kiedyś, że przypadki występują w języku polskim, ale na pewno nie w życiu. Również tak uważam. Imponuje mi filozofia Carla G. Junga i może dlatego uważam, że to, co się dzieje w moim życiu jest słuszne. Wierzę, że każda wielka strata zawiera ziarno równie wielkiej, a czasami nawet znacznie większej korzyści.

 

Podpatrzyłem takie zachowania u moich mentorów. Widzę, że takim sposobem rozumowania uzyskują nadzwyczajne rezultaty. W każdej, nawet pozornie beznadziejnej sytuacji można znaleźć aspekt pozytywny. Przykład?

Wyjeżdżam z domu na ważne spotkanie i w połowie drogi łapię gumę. Zaraz będę spóźniony, do tego leje deszcz na mój nowy garnitur,a przejeżdżające auta ochlapują mnie mieszanką deszczu i błota. Jaki mam wybór?

  • Mogę się wściekać, przeklinać na cały świat, w furii dzwonić po pomoc drogową, albo…

  • Mogę spokojnie zadzwonić i wytłumaczyć spóźnienie, spróbować przełożyć spotkanie, poczekać na pomoc lub w deszczu samodzielnie wymienić oponę, wrócić wcześniej do domu i spędzić więcej czasu z Rodziną.

Nie mam wpływu na zaistniałą sytuację. Z przebitą oponą dalej nie pojadę, więc po co podnosić sobie ciśnienie? Spotkanie, owszem ważne, ale już nic nie poradzę; albo ktoś okaże się wyrozumiały i znajdzie czas w innym terminie, albo stracę kontrakt, ale być może zyskam coś więcej.

 

Emocje spuszczają parę, ale w gruncie rzeczy w niczym nie pomagają. Moje zdenerwowanie nie zbliży mnie do celu, już i tak nigdzie nie dojadę. Takie podejście do życia wymaga wiele wysiłku, bo w naturalnym pierwszym odruchu opisana sytuacja wzbudza frustracje i złość. Jednak warto dać sobie minutę na uspokojenie, ocenić sytuację na zimno i być może dojrzeć inne możliwości.

 

 

Świetnym przykładem jest historia ze Starego Testamentu, gdzie Józef – syn Jakuba Izraela – szukający swych braci, natrafia na mężczyznę, który wskazuje mu, gdzie są jego bracia. Bracia go biją z zazdrości wrzucają do studni. W efekcie trafia do niewoli egipskiej, a później jako doradca faraona tłumaczy mu jego sny, przez co staje się ważną osobą w całym królestwie. Sprowadza swoją rodzinę do Egiptu wraz z Izraelitami i pracują na zlecenie faraona. Beznadziejna, jakby mogło się wydawać sytuacja, ostatecznie przybiera pozytywny dla Józefa obrót.

 

To, w jaki sposób przyjmujemy niepowodzenia bardzo wiele o nas mówi. O podejściu do życia, szczęścia, miłości i wdzięczności za to, co się ma. Staram się dostrzegać możliwości w każdej sytuacji, wykorzystać każdą minutę. Nie wierzę, że nasze losy są gdzieś zapisane, wierzę, że sami za nie odpowiadamy i sami je sobie projektujemy. Sukcesy smakują wybornie, ale to porażki uczą nas życia. Rozumiem, że czasem musimy ich doświadczyć, żeby wyciągnąć lekcje i zbudować lepszą przyszłość.