Trudno oddać stery – tym bardziej w Lizbonie

Z okien naszych pokoi widzimy nowsze budynki tego miasta. Między oknami mieszkań rozciągnięte są sznurki, na których mieszkańcy suszą pranie. Trudno tego nie zauważyć. Tworzy to dość specyficzny krajobraz.

 

Nasz Kuba, który w ubiegłym roku wyjechał do Barcelony na trzy miesiące zna bardzo dobrze język angielski, a teraz doszkala się w hiszpańskim. Miło jest słuchać go, kiedy podczas pokonywania trasy z hotelu do centrum swobodnie rozmawia z kierowcą Ubera. Śmieje się i opowiada dowcipne sytuacje z naszego pobytu lub przeraża go naszą zimową temperaturą.

 

Czuję się nie tylko ojcem rodziny, ale także ojcem tej wyprawy. Czuję odpowiedzialność za bezpieczeństwo rodziny, chcę decydować o tym gdzie pójdziemy i jak się tam dostaniemy. Więc trudno mi jest w sytuacjach kiedy to właśnie Kuba próbuje przejąć stery i decyduje – częściej błędnie – w którym kierunku się udamy, aby dotrzeć na wyznaczone wcześniej miejsce.

To trudne sytuacje. Mój Troll już nie siedzi, on skacze mi po głowie, że ja coś takiego pozwalam. Przecież powinienem go sprowadzić do pionu! Przecież to ja tu jestem od podejmowania decyzji! Kuba podważa moje zdanie i co gorsze, twierdzi, że wie lepiej. Troll najchętniej przegryzł by mu aortę.

 

Takie wyjazdy pokazują i udowodniają, że dzieci dorastają i starają się wygryźć starego lwa, który nadal sądzi, że niewiele się zmieniło. Pokazuje, jak dzieci szybko rosną i chcą udowodnić, że mają wiedzę, chcą błysnąć doświadczeniem.

Obserwuję Kubę, ma zupełnie inny system działania niż ja.

Ja opieram się na mapie w smartphonie i aplikacjach, a Kuba chodzi i pyta ludzi, których spotyka gdzie jest to, a gdzie tamto. Swobodnie nawiązuje relacje z ludźmi z całego swiata i bez uprzedzeń rasowych, po prostu ich zaczepia rozmawia. Jestem pełen podziwu, w końcu to po nim spodziewałbym się szukania oparcia w technologii. Jednak obserwuję uważnie i w głębi duszy cieszę się, że jest tak otwarty na innych, nie boi się rozmawiać nawet w obcym języku. Trochę mi to imponuje – muszę przyznać. Powstaje między nami niepisana zasada – raz decyduje Kuba, raz ja. Troll zostaje uśpiony.

 

Mati zaś kończy już w tym roku 16 lat i to czego dokonał podczas pobytu w oceanarium było imponujace. Jeszcze nie tak dawno małych chłopczyk, a w Lizbonie pokazał swoją bystrość i kreatywność. Mati był odpowiedzialny za statyw na aparatu, który nosił przewieszony przez ramię. Powierzył mu go Kuba. Po wyjściu z oceanarium udaliśmy się do miejsca gdzie było kilka restauracji. Na miejscu, kiedy zamówiliśmy obiad okazało się, że statywu brak. Widziałem, że to wywołało w Kubie złość, w końcu powierzył bratu misję. Lecz Mati dość szybko ustalił, gdzie zostawił statyw i pobiegł w tamtą okolicę. Wrócił dopiero po 40 minutach, ten czas oczekiwania na jego powrót wymieszał we mnie emocję złości i strachu, że coś mogło mu się stać. Okazało się, że w miejscu rzekomego pozostawienia statywu nie było, więc Mati zaczepiał po kolei różne osoby, które mogłyby mu pomóc w zlokalizowaniu zgubionej rzeczy. Dogadał się z człowiekiem z ekipy sprzątającej, który pomógł mu namierzyć statyw. W gruncie rzeczy, mimo że byłem zły i bałem się o niego, to ucieszyłem się, że nie zrezygnował i zrobił wszystko, co mógł, by odzyskać sprzęt.

 

Czas mija, dzieci rosną i stają się samodzielne, jeśli im na to pozwolimy. A żeby pozwolić, samemu należy być dorosłym.