Do każdego, kogo może to zainspirować

Człowiek żyjący w XVII wieku przez całe życie przyswoił tyle informacji, ile my, w XXI wieku, chłoniemy codziennie. Niesamowite, prawda? Mamy szczęście żyć w świecie, który zmienia się i rozwija w niesamowicie szybkim tempie. I człowiek ewoluuje wraz z rzeczywistością.

 

Przyjmujemy, że ewolucja jest czymś najzupełniej naturalnym i normalnym, jednak można zaobserwować, że tempo zmian niektórych przytłacza. Tempo zmian wymaga od współczesnego człowieka elastyczności i umiejętności adaptacji w coraz to innej rzeczywistości. Ci, którzy nie nadążają za zmianami zostają w tyle, dopada ich często frustracja. Inni – słusznie! – szukają wsparcia w rodzinie, współpracownikach lub trenerach.

 

Dobry sprzedawca, to elastyczny sprzedawca. Mnie, podobnie jak wielu kolegów po fachu, często dopadają dwie skrajności. Ta pozytywna, to stan kreatywny, który napędza do działania, daje energię do rozmów, spotkań, budowania relacji i w efekcie – świętowania sukcesów. Jest to mój „dzień konia”. To moment, gdy jestem na fali i idąc na spotkanie wiem, że skończy się finalizacją. Kocham ten stan i dałbym wiele, gdyby stanowił 100% mojego czasu. Tak jednak nie jest i będąc szczerym, to właściwie 18,3% skuteczności, jaką osiągam.

 

Pozostałe 82,7% mojego czasu jest niestety wypełniona frustracją, walką z brakiem efektów. Młodych sprzedawców bardzo często to zniechęca, po kilku, kilkunastu niepowodzeniach i nieudanych spotkaniach rezygnują z pracy. Na tym etapie najistotniejsze jest, by… przetrwać i się nie poddawać. Po 10 latach pracy nauczyłem się, jak radzić sobie w takich sytuacjach. Czytam wtedy inspirujące książki, szukam ciekawych wykładów, które mogą mnie wzbogacić, narzucam sobie rygor regularnych treningów, by podnieść poziom endorfin i naładować się pozytywnie. Wracam też często do ciekawych wykładów na TEDx. Wiem, że nie jestem jedyną osobą, która ma gorsze momenty. Świadomość tego jest budująca i niezwykle pomaga przetrwać stan frustracji. Wiem, że wzlot nadejdzie, jedyne co muszę zrobić to wytrwać. Kolejny raz się udało i jest to moje zwycięstwo.

 

Chcę również wytrwać w opowiadanej historii. Wytrwać w procesie docierania do mojej widowni. W zachowaniu wierności sobie, swojej misji i wizji, którą stworzyłem. Nie jest moim cele opowiadanie tego, w jaki sposób znalazłem właściwą drogę. Celem jest pokazanie, w jaki sposób ciągle jej szukam. Zainspirować ludzi, by razem ze mną szukali również drogi dla siebie. Stworzyć grono wzajemnie inspirujących się i wspierających osób, wierzących tak samo jak ja w potrzebę nieustannego rozwoju.

 

Być inspiracją i motywować innych do tego, by wytrwali w swojej podróży, tak jak ja trwam w mojej. Przyszłość nie jest celem, jest tylko kierunkiem. Istotą jest codzienna praca wyznaczająca właściwy kurs, wierność kompasowi, który skoryguje kierunek, gdy zdarzy się zboczyć z drogi. I ten dreszczyk podniecenia na myśl o tym, jakie wspaniałe wyzwania czekają w kolejnym porcie!

 

Akceptuję stan niepewności tak samo, jak akceptuję pogodę codziennie rano, gdy wychodzę z domu. Nie ma sensu się wściekać, że pada, trzeba po prostu wziąć parasol. Niepewność i zmiany są stałym elementem życia, nadają mu smak i sprawiają, że chce się poznawać, sprawdzać i testować nowe.

 

Trudności, mniejsze lub większe, pojawiają się nieustannie i niektóre generują błędy. Od problemów i trudności nie ucieknę, rozumiem to i wkładam dużo energii w ich pokonanie.

 

W ostatnich latach zrozumiałem, że jest jeszcze jeden element spinający: uwolnienie kreatywności. Można to osiągnąć dzięki poluzowaniu sznurków i odpuszczeniu sobie kontrolowania wszystkiego i wszystkich w stu procentach. Zawsze trzymam rękę na pulsie, jednak dałem margines zaufania moim współpracownikom i klientom. Dzięki temu oczyściłem drogę kreatywności i dałem sobie przestrzeń na pracę twórczą. Nie było to łatwe, ale… przecież nie o to chodzi, żeby było łatwo, prawda? Chodzi o to, by nieustannie, codziennie dążyć do doskonałości.