Catalonia dla nas

Decyzję o tym, że spędzamy Święta Wielkiej Nocy za granicą podjęliśmy podczas powrotu z balu sylwestrowego w Ustce. Gdy to planowaliśmy wydawało się, że długo będziemy musieli czekać na ten wyjazd i w tamtym konkretnym czasie czuliśmy pewne zniecierpliwienie, bo chcieliśmy, żeby to było „już”. Trzy miesiące minęły bardzo szybko i zanim się zorientowaliśmy, trzeba się było pakować. Cieszyliśmy się na ten wyjazd podwójnie, zwłaszcza, że pogoda podczas świąt w Polsce miała być nieciekawa, a my mieliśmy perspektywę cieplejszego klimatu.

 

Barcelono, nadchodzimy!

 

Na lotnisku w Barcelonie wylądowaliśmy o 23.00 i już poczuliśmy ciepłe powietrze po wyjściu z samolotu. Czuliśmy, że to będą kolejne ciekawe święta dla nas. Gdy taksówka zatrzymała się przy hotelu na ulicy La Rambla, zobaczyliśmy radosnych ludzi niespieszących się nigdzie, ten nastrój nam się udzielił. Byliśmy szczęśliwi. Nawet fakt, że jest problem z naszą rezerwacją nie był w stanie zepsuć nam nastroju. Szybko uporaliśmy się z problemem, zmieniliśmy hotel i od samego rana zaczęliśmy się cieszyć pięknem miasta. Poszliśmy w dół La Rambla do Placu Catalonia.

 

Szybko dostrzegliśmy bazar znajdujący się po prawej strony ulicy ze świeżymi kolorowymi owocami i warzywami na początku straganów, dalej znajdywały się owoce morza; ostrygi, kalmary, małże brzytwy, lobstery i inne, które wyeksponowane były na kostkach lodu, do tego obok znajdywały się punkty z cudownie pachnącymi serami, wędlinami i lokalnymi alkoholami. To było jak śniadanie mistrzów – wszystkiego próbowaliśmy i delektowaliśmy się świeżością tych przysmaków.

 

Mieszkając przy Palcu Catalonia mieliśmy blisko do najważniejszych punktów, które chcieliśmy zobaczyć. Zaczęliśmy od La Sagrada Familla, do której udaliśmy się pieszo, a dzięki temu widzieliśmy architekturę zabudowy Barcelony, ciekawy rozkład ulic i poruszania się po nich pojazdów oraz zadbania o ruch dla rowerzystów. La Sagrada Familla wyłoniła się z pomiędzy budynków ukazując swe kolory i wielkość. Ciężko było mi docenić jej piękno, bo uważam, że tak długi okres jej budowy szkodzi całokształtowi. Mam takie wrażenie, że każde pokolenie starało się dołożyć swoją „cegiełkę indywidualizmu” do budowli nie zwracając uwagi na przeszłość. Widać pomieszanie stylów i epok.

 

Park Gaudiego podczas świąt przyciągnął chyba ludzi z całego świata: Hindusi, Chińczycy, Francuzi, Kolumbijczycy, Rosjanie i my. Obszar całego parku, punktów widokowych zrobiły na nas piorunujące wrażenie. Gaudi to genialny twórca i doceniamy otwartość władz Barcelony na jego światopogląd i docenienie jego twórczości oraz tego jaką ona ma wpływ na to miasto. Wspaniale było poczuć klimat tego miejsca.

 

Innego dnia wybraliśmy się na południe Barcelony. Chcieliśmy poznać miejsce, w którym pracował starszy syn mojej żony, Jakub. Udaliśmy się na promenadę nad Morzem Balearskim, po której spaceruje ogromna liczba ludzi, jedzących na rolkach, rowerach deskorolkach. Droga od jednego do drugiego portu jest bajeczna. Na plaży ludzie ćwiczą, biegają i odpoczywają, obok promenady znajdują się liczne restauracje z kuchniami całego świata. Urzekła nas niesamowita i kosmopolityczna atmosfera tej części Barcelony.

 

Lubimy szwendać się samodzielnie i odkrywać miejsca na własną rękę, jednak w przypadku Barcelony zdecydowaliśmy się na to, by poznać tę najbardziej znaną, turystyczną stronę miasta, dlatego wybraliśmy się na przejażdżkę busem. To była dobra decyzja – dwie trasy przejazdu pozwoliły nam poczuć klasycznego ducha Barcelony. Bus zabrał nas w oddalone dzielnice, w których nie ma zabytków lecz znajduje się codzienność, życie. Zmieniające się zabudowania, kolory skóry mieszkańców i widoki z pięknie położonych miejsc, pozwoliło nam zobaczyć miasto z innej, szerszej perspektywy.

 

Wróciliśmy totalnie zachwyceni.