Są tacy, którzy preferują wakacje bezczynne – plaża, słońce, drink z palemką i słodkie lenistwo. Jednak gdy ja planuje urlop, musi to być aktywnie spędzony czas. Podróże to moja pasja, ale mam też drugą – golf. Podczas ostatniej podróży do Turcji realizowałem się właśnie w tym sporcie.
Rejon pomiędzy Alanią i Antalją słynie z przepiękny pól golfowych. To raj dla maniaków tego sportu i każdy znajdzie tu coś dla siebie, ponieważ te tereny są różnorodne zarówno pod względem poziomy zaawansowania gracza, jak i ceny. Mamy do dyspozycji pola 9, 18 i 27 dołkowe (na tych ostatnich można spędzić nawet cały dzień i pokonać w czasie gry do 18 kilometrów), a ceny za grę wahają się od 55 do 130 euro. Dla mnie czas spędzony w otoczeniu przyrody i słońca oraz wspaniałego towarzystwa współgraczy wart jest tej ceny. W czasie pobytu odwiedziliśmy łącznie cztery pola i graliśmy o różnych porach – zagraliśmy nawet rundę o 23.00 przy światłach reflektorów.
Nocną rundę mieliśmy na Carya Regnum, na którym grają międzynarodowe sławy golfa jak: Rory Mcilroy, Ricie Fowler czy Tiger Woods. Muszę przyznać, że miałem ciarki ca skórze, gdy wchodziłem na to pole. Świadomość tego, że gram w miejscu, w którym byli najsławniejsi gracze była podniecająca. Rechoczące żaby w stawach po zmierzchu, huczące sowy w cieniu ciemnych drzew, szczekanie psów w pobliskiej wiosce, widok cieni wysokich drzew na idealnie zielonej trawie czy mój cień rzucony obok mnie podczas przygotowania do uderzenia czyni to pole wyjątkowym.Czułem w powietrzu ducha tego sportu.
Mój przyjaciel mawia, że „na polu golfowym nie walczysz z rywalem, partnerem z którym grasz czy polem i pogodą. Tutaj walczysz z samym sobą, nastawieniem, emocjami i tym jak reagujesz na własne zagranie”. Zgadzam się z tym stwierdzeniem w 100%.
To moje podejście do gry sprawia jak się czuję. To moja decyzja wyboru kija mówi, czy jestem zadowolony z odległości jaką zagrałem. To moja postawa i mowa ciała podczas uderzenia zdecyduje o dobrym oddaniu uderzenia. Nie kolega, pogoda czy ukształtowanie terenu. Jeśli ktoś złą grę tłumaczy czynnikami zewnętrznymi – to tylko wymówki. Sam decyduję i ponoszę konsekwencje decyzji. W sporcie jest tak samo, jak w innych dziedzinach życia. Moje działania, moja odpowiedzialność.
Byliśmy również na innych tureckich polach, które ukazały nam swoje piękno, urok i wdzięk. Kaya, Pasha i Titanic to pola golfowe różniące się od siebie przede wszystkimilością wody, ale głównie szybko weryfikują umiejętności gracza. Podczas tego wyjazdu poznałem w istocie poziom moich umiejętności.
Miałem do tej pory o sobie i swojej formie wysokie mniemanie. Sądziłem, że dam radę bez żadnych problemów grać na tych polach bez większego zmęczenia. W końcu miałem spore doświadczenie na polskim gruncie: grałem w Siemianowicach czy w Postołowie pod Trójmiastem. Grywałem już na kilku równie trudnych polach, lecz nigdy w takim tempie jak tutaj.
Belek obnażył moje umiejętności. Titanic mnie sponiewierał tak, że czułem rozpacz i smutek. Bolały mnie mięśnie w nogach, traciłem siły w rękach, a na barkach czułem potworne zmęczenie. Byłem bezsilny, a bezsilność rodziła gniew. Obserwowałem te narastające emocje, czułem je i przeżywałem, a to z kolei nie pozwalało mi skupić się na celu, czyli trafieniu do dołka. Ta gra była niczym najbardziej wyczerpujący trening na siłowni.
Mówi się, że golf jest dla dziadków i pewnie jeśli jest to rekreacja, to pan w czapeczce z daszkiem i cygarem za kierownicą meleksa jest dobrym skojarzeniem. Jeśli jednak ktoś, jak ja, traktuje golf jak sport w czystej postaci, nie ma on nic wspólnego z relaksem w SPA. To trening siłowy i kondycyjny w jednym. Dlatego wszystkich, którym się wydaje, że te bułka z masłem, zapraszam na partyjkę – zrobimy kilkanaście kilometrów, podźwigamy sprzęt i zobaczymy, kto jest dziadkiem 🙂
Belek golf