Znasz zapewne stare powiedzenie „praktyka czyni mistrza”. O tym, jak ważne jest powtarzanie tych samych czynności, by dojść do perfekcji przekonuję się każdego dnia nie tylko w biznesie, ale również w chwilach relaksu. Pisałem już o mojej nauce w golfa? Bez konsekwentnej, długiej pracy do dziś niszczyłbym murawę nie trafiając w piłeczkę.
Nawet drobny gest może okazać się fałszywy, dlatego dążę do doskonałości w każdej dziedzinie mojego życia, nieustannie myśląc o szczegółach. Myślę o tym, jak opanować różnego rodzaju techniki w taki sposób, aby moje czyny stały się podświadome. Wiem, że intuicja nie ma nic wspólnego z rutyną, a raczej dotyka stanu ducha, który jest poza wszelką techniką.
Jeśli dużo ćwiczę, to przestaję myśleć o wykonywanych gestach, postawie i układzie ciała, a z czasem te wszystkie elementy stają się integralną częścią mojej egzystencji. Jednak, żeby to osiągnąć muszę ćwiczyć regularnie, dając odpór wymówkom.
Jestem zdania, że nic co mamy wartościowego w życiu nie przychodzi łatwo. Dlatego, gdy myślę o potrzebie podjęcia wysiłku zawsze wiem, że efekty będą moją nagrodą. Dlatego nawet, gdy nie wychodzi, nie pozwalam sobie na rezygnację, bo wiem, że rezultaty przyjdą.
Postronny obserwator nie zauważy progresu w powtarzalnych czynnościach. Jednak ja widzę różnice w najmniejszych detalach. Każde kolejne spotkanie z klientem, to nowa nauka budowania i rozwijania relacji oraz doskonalenie umiejętności komunikacyjnych. Każda kolejna wizyta na polu golfowym, to lepsza postawa ciała, lepsza technika, lepszy swing, lepsze rezultaty. Może w skali miro minimalne, wręcz niezauważalne. Natomiast w skali roku, dwóch czy pięciu lat progres jest ogromny.
Ekspertem nie stajemy się z dnia na dzień. Nie wystarczy przeczytać jedną książkę, by uważać się za fachowca i zacząć dzielić swoją wiedzą. Bycie ekspertem to lata pracy, powtarzanie tych samych czynności, by dojść do perfekcji. Czytanie, rozszerzanie wiedzy, kompetencji, horyzontu. Myślenie, analizowanie i wyciąganie wniosków. Udoskonalanie siebie.
To, co czyni ze mnie świetnego sprzedawcę to lata (dokładnie 10 lat) nieustannych spotkań z klientami. To, co dopiero uczyni ze mnie świetnego golfistę, to kolejne lata, które spędzę na polu i godziny, które poświęcę na naukę precyzyjnego podkręcania piłeczki.
Wiele razy trafiam do dołka lecz nie za każdym razem w wyznaczonej ilości uderzeń. Wiem, że tylko wtedy zapanuje nad kijem, postawą, swingiem i celem, gdy wykonam je tysiące razy powtarzając te same gesty, bez obawy, że nie trafię.
Kiedyś przychodzi taki moment, kiedy nie trzeba myśleć co się robi i od tej chwili golfista – sprzedawca – sam staje się kijem, piłeczką i celem. Po uderzeniu pozostaje już tylko obserwować lot piłeczki, decyzję klienta, a piłeczka realizuje mój zamiar w przestrzeni. Bo w chwili kiedy już powiedziałem to, co chciałem powiedzieć, uderzyłem w piłkę, to nie mogę już nic więcej dodać. To już się dzieje i jedyne, co mi pozostaje mi jedynie patrzeć i obserwowanie rezultatu podjętej akcji. Moja siła i zaangażowanie była jedynie potrzebna w pierwszych krokach działania.
Stojąc pilnie obserwuję piłeczkę, a w sercu czuję spokój, a na twarzy pogodę i uśmiech. Bo jak dużo ćwiczyłem, to wykształciłem instynkt, a za tym idzie obecność wszechświata. Dzięki wypracowanej technice moje dłonie są sprawne i gotowe do odpowiedniego chwytu, mój oddech jest umiarkowany, a oczy dokładnie widzą cel oraz to co jest na horyzoncie. Przyglądają się z boku mojej pozycji, w której stoję przed piłeczką, ramiona swobodnie spoczywają, w dłoniach lekko trzymam kij, a mój wzrok spoczywa na piłeczce, można odnieść wrażenie, że stoję w bezruchu. Jednak wtajemniczeni wiedzą, że tu zachodzą drobne korekty niczym włączanie poszczególnych guzików w kabinie pilota przed startem.
Gdy biorę zamach, ciało przybiera prawidłową pozycję, mięśnie są napięte, zastygam na ułamek sekundy i w tym miejscu skupia się mój wszechświat. Potem ruchem naturalnym, zdecydowanym, ale lekkim uderzam i kieruję piłeczkę w wyznaczoną stronę. Prosto do dołka. Kiedy obserwuję lot piłeczki, świat kurczy się i daje mi poczucie doskonale spełnionego działania.
Gdy sprzedaję mam podobne uczucie. Zadowolenie klienta, to mój sukces z dobrze wykonanego zadania. Nie obawiam się, że popełnię błąd, mam już wprawę. Oczywiście, nie tracę czujności, ale pewnie poruszam się po tym polu. Nie paraliżuje mnie strach. Nawet, gdy moja piłeczka nie trafi do dołka – nic straconego. Mam poczucie uczciwie wykonanej pracy i wiem, że mam też kolejną szansę, ponieważ nie stchórzyłem.